Whistle Blower Whistle Blower
2731
BLOG

Wojtunik u Olejnik z didaskaliami

Whistle Blower Whistle Blower Polityka Obserwuj notkę 15

Paweł Wojtunik: "Wie pani, dyrektor Stankiewicz to jest osoba, do której mam pełne zaufanie. I są tacy policjanci, którzy jeżeli ja miałbym być w sytuacji krytycznej, w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia, to są tacy policjanci, których chciałbym mieć za plecami i Jurek Stankiewicz do takich policjantów na pewno należy".

Stankiewicz nadal jest dla Wojtunika "policjantem". Wojtunik to ciągle policjant. Z policyjnym umysłem i policyjnym podejściem do działania podległej sobie służby. Szerzej pisałem o tym w pierwszej notce. A o Jurku Stankiewiczu z pewnością czule opowiedzą panu prokuratorzy z prokuratur apelacyjnych Białegostoku i Wrocławia.

"Faktem medialnym było zawiadomienie złożone przeze mnie jako dyrektora CBŚ kilka lat temu, na wątpliwe, naszym zdaniem wówczas nielegalne działania CBA wobec funkcjonariuszy CBŚ na Pomorzu. Nie były one na tyle błahe żeby nie wszcząć w tej sprawie śledztwa i prokuratura szczecińska, prokuratura apelacyjna prowadziła w tej sprawie śledztwo. Nie wiem czy jeszcze prowadzi, ja byłem przesłuchiwany w tej sprawie jakiś czas temu, może chodzi o tę sytuację".

Nie wie czy jeszcze prowadzi? Nie wie jakie są losy jego własnego zawiadomienia, którym chciał chronić kolegę?

"Praca operacyjna jest dziedziną bardzo delikatną i generalnie o niej się nie mówi, dlatego, że to są takie działania, które mogą się przejawić w oficjalnych tylko w jeden sposób, jak się kogoś zatrzymuje, przedstawia mu zarzuty na podstawie czynności operacyjno-rozpoznawczych".

Jak bumerang wraca sprawa podejścia do pracy operacyjnej. Typowy łapacz złodziei. Służby mają jedno zadanie: złapać na gorącym uczynku, przekazać prokuraturze. Błąd, Szefie. Tak było w policji. Służby mają też inne zadania. Pan po roku pracy w CBA nie potrafi tego przyswoić.

"I chcę uspokoić opinię publiczną, ja nie zarządzam biurem w sposób ręczny, znaczy ja nie zapoznaję się ze sprawami, nie daję w tych sprawach wytycznych i opieram się na kadrze, która moim zdaniem jest kadrą dzisiaj w CBA elitarną, również w porównaniu z innymi służbami specjalnymi czy policją".

O kadrze pisałem już wcześniej. Ale szef służby, który nie chce zapoznawać się z najważniejszymi sprawami i w dodatku ogłasza to publicznie, powinien zająć się handlem tucznikami, a nie pracą w służbach. Od czego on tam jest, jeśli nie od znajomości najważniejszych spraw?

"Ja rozumiem, że chodzi pewnie panu Kamińskiemu o tak zwane sprawy hazardowe. Pragnę znowu uspokoić, te sprawy hazardowe, wszystkie, realizowane są w sposób w taki, w jaki je zastaliśmy, no nie jest moją winą, że używając porównania, poprzednio kierownictwo CBA odstrzeliło z efektem dwie opony w samochodzie i teraz oczekuje, że ja będę tym samochodem szybko jeździł".

Nie ma żadnych "spraw hazardowych". Jest jedna sprawa hazardowa, a cała ta wypowiedź to kolejny dowód na ignorację tego człowieka.

"Wie pani, ja go zwolniłem na jego własną prośbę, natomiast wydaje mi się, że no agent Tomek, myślę że świat celebrytów i świat polityków to nie jest dobre miejsce żeby się realizować, jak się kończy jakąkolwiek służbę. I ja chciałbym obalić po pierwsze jeden mit, że ja agenta Tomka zwolniłem, oczywiście podpisałem zgodę jako szef CBA na odejście ze służby, ale ten funkcjonariusz zwolnił się na własną prośbę. I ja nie mam siły takiej żeby kogoś zatrzymywać, miał takie uprawnienia".

Jasne, tylko że w rozmowie w cztery oczy Tomek usłyszał "nie ma tu dla ciebie miejsca, nie ma tu dla ciebie pracy".

"Nie, nie robiłem tego nigdy, nie byłem nigdy u premiera z żadnym raportem i myślę, że ani premier, ani ja nie chcemy tego zmieniać".

Więc premier powinien pana zwolnić. Pan nadal nie rozumie od czego są służby.

[O aferze hazardowej] "Typowy materiał operacyjny, oparty na źródłach w postaci podsłuchów telefonicznych, takich rzeczy się w materiale analitycznym nie prezentuje".

Gdzie? Chyba w CBŚ. No ale skoro nie chodzi pan do premiera z raportami, to nie może pan mieć pojęcia o działaniu służb specjalnych.

"Droga jest jedna, pani redaktor, albo jest przestępstwo w sprawie i zawiadamia się prokuratora generalnego, albo go nie ma i materiały się niszczy, albo siada się chwilę i zastanawia, jak spróbować podejść do sprawy w inny sposób".

Sytuacja hipotetyczna. Przyjeżdża do Polski biznesmen, nazwijmy go Abdullah Bin Laden. Zaczyna zwiedzać nasz piękny kraj. Kopiec Kościuszki, Wawel, Pałac Kultury. Potem z kafejek internetowych zaczyna zamawiać nawozy azotowe, zapalniki, itp. Na Skypie rozmawia z kumplami z Afganistanu. Pan Wojtunik kieruje ABW, które ma już te wszystkie informacje. I oczywiście nie zrobi nic, bo przecież nie doszło do popełnienia przestępstwa, prawda? Każdy może zwiedzać, kupować, rozmawiać. Boże, chroń nas przed takimi szefami służb.

"Ja nie znam tych materiałów szczegółowo" [o aferze hazardowej].

Więc za co bierze pan kilkanaście tysięcy miesięcznie?

"Jeżeli policja obserwuje bandytę, to nie opisuje się tego, że on po drodze sikał w miejscu publicznym, ona go obserwuje po to żeby zobaczyć, czy kupił, sprzedał narkotyki i tych danych się nie ujawnia".

Właśnie. POLICJA. Rozumie już pan różnicę?

***

Do zobaczenia z kilka dni. Na razie czekam na rezultaty śledztwa Osieckiego (vide poprzednia notka).

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka